Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2010

Dystans całkowity:1327.20 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:39:26
Średnia prędkość:33.66 km/h
Maks. tętno maksymalne:177 (98 %)
Maks. tętno średnie:168 (93 %)
Liczba aktywności:18
Średnio na aktywność:73.73 km i 2h 11m
Więcej statystyk

10.08.2010-praca. Kalibrowanie Tacx, Ergomo

Piątek, 13 sierpnia 2010 · Komentarze(0)
10.08.2010 – praca a po południu kalibrowanie pomiarów mocy we wszystkich rowerach i porównywanie ich z Tacx iMagic’iem. Przy lekko dokręconym docisku iMagic’a i kalibracji 0, zawyża on moc o ok. 70-90 watów. Docisk dokręcony dość mocno, kalibracja od 0,9-1,1 tak, że nie ma uślizgu koła nawet przy gwałtownym depnięciu zawyża o ok. 30 watów. Oczywiście kalibracja wynosi 0,9-1,1 ale wpisana 0.

9.08.2010 Praca ITT Moser

Poniedziałek, 9 sierpnia 2010 · Komentarze(0)
Rano do pracy bardzo ciężko. Ledwo 30km/h ale powrót super :-) Na powrocie 275watów NP i ponad 36 km/h

8.08.2010 Protokół Tabaty 1x :-(

Poniedziałek, 9 sierpnia 2010 · Komentarze(0)
W sobotę odpoczywałem. Nagła przerwa w jeździe spowodowała, że wieczorem bolały mnie wszystkie kości i mięśnie. W niedzielę przeprowadziłem małe regulacje w rowrach i już na Tacx'ie i Zimi machnąłem jedną tabatkę.
Dramat, masakra itp ipd. Myślałem, że po siódmym interwale odejdę.. lub odjadę z tego świata. Po analizie to tabata wcale nie była wielkich lotów. Bardzo przeciętna jak nie słaba. Moce interwałów 550-600 watów. Tetno maksymalne 161. Cienizna jednym słowem.

6.08.2010 Praca

Sobota, 7 sierpnia 2010 · Komentarze(3)
Zaczyna mi sie podobać jazda w takiej pozycji. ITT jest bardzo nisko a i baran w dolnym chwycie również. Uchwyt dłoni mam na wysokości opony. Moc powoli rośnie i odczucia coraz pozytywniejsze.

5.07.2010 Praca - w pozycji itt.

Piątek, 6 sierpnia 2010 · Komentarze(0)
Geometria w moserku i longusie ustawiona prawie do mm. Zobaczymy ile czasu potrwa zanim osiągnę swoje pełne FTP w pozycji itt i czy odczuję przesiadkę z jednego rowru na drugi.

4.08.2010 Praca.

Czwartek, 5 sierpnia 2010 · Komentarze(0)
Rozwiązałem problem zgrania pozycji w moich rowerach. Chodzi o Longusa i Mosera.
Większość kilometrów przejeżdżam na moserku a głównym celem są starty ITT na Longusie. Trudno jest dojeżdżać do pracy rowerem czasowym. Po pierwsze nie ma błotników a po drugie szkoda go trochę. Obniżenie kierownicy w moserku miało swoje ograniczenia ze względu na wielkość ramy i główkę widelca. Minimalne ustawienie podłokietników było o 5cm wyższe niż w Longusie. Podpatrując u Michała na Cervelo jak on zastosował regulowany mostek, pomyślałem – może i ja spróbuję? Wcześniej już przyszedł mi taki pomysł do głowy ale pamiętam lata 2000-2001 kiedy Giant wprowadził taki mostek w swoich rowerach. Trzeszczały, potrafiły się przestawić i był to nieudany projekt.
Znalazłem na serwisie aukcyjnym mostek Zoom’a. 12cm regulacja od -10 do +50 stopni. Kupiłem, założyłem odwrotnie żeby te 50 było w dół ;-) i jest super. Mogę kierownicę ustawić tak, że podłokietniki będą jeszcze niżej niż w Longusie. Mostek jest bardzo solidny.
Teraz skończę zabawę z trójkątem geometrii, tylko ustawię układ siodło-suport-podłokietnik dokładnie tak samo w obu rowerach i zgodnie z przepisami UCI. Wówczas musi wszystko zagrać idealnie i dla ciała przesiadka będzie niezauważalna.
Prace na składaniem kolejnego roweru prawie zakończone. Ze względu na to, iż osie Ergomo na gwint BSA mam trzy i są już w pełni wykorzystane (Longus, Moser, Felt) a w szafie leżą jeszcze kolejne osie ale na gwint włoski, więc trzeba je wykorzystać. Jedna jest już założona w ramie Zimi w Tacx’ie iMagicu. Teraz drugą zamontowałem w nowo składanym rowerze opartym na ramie Weltoura aluminiowej z widelcami karbonowymi. Cena była okazyjna bo od kolegi, gwint ITA, aluminium, waga ok. 1300gr więc czemu nie kupić? Docelowo miał on zastąpić wysłużonego moserka. Chcę go wyposażyć w wąskie błotniki szosowe ale w łatwy i szybki sposób zdejmowane. Coś wymyślę. Prawdopodobnie będę je musiał przeciąć ze względu na to, iż nie zmieszczą się pod szczęki hamulcowe i łączyć je na wsuwkę oraz jakieś zatrzaski. Ale kto wie… Moser ma swoje niezaprzeczalne zalety. Jest tani w eksploatacji. Nie wymaga żadnej konserwacji oprócz wymiany łańcucha z kasetą raz na rok i smarowania po każdym deszczu. Jest ciężki więc trzeba tych watów więcej generować a wiadomo lekko to ma być na wyścigu a nie na treningu.

3.08.2010 Praca

Wtorek, 3 sierpnia 2010 · Komentarze(0)
Są wyniki z Brodnicy. 9 miejsce. Tak sobie myślę, że bardzo łatwo można było „wspiąć” się sporo wyżej. Trzeba było z 1-2km przed ostatnim zakrętem pojechać bardzo mocno w trupa. Skoro na finiszu miałem 50km/h to ten 1-2km pojechałbym podobnie. Mało kto jest wstanie wówczas wyjść do przodu. Z reguły wszyscy wsiadają na koło. Wówczas masz bardzo dobrą pozycję wyjściową z zakrętu i niewielu zawodników cię wyprzedzi na tych ostatnich 200metrach nawet jak już konasz. Ale… to wejście w zakręt z adrenaliną… W 2004 już tak próbowałem w Pile. Obijając się po asfalcie wyhamowałem na drzewie cudem omijając znak drogowy :-)

2.08.2010 Praca-rozjazd

Wtorek, 3 sierpnia 2010 · Komentarze(0)
Dziś do pracy. 22,5km rano i 52 km powrót.
Nie odczuwam żadnych „skutków ubocznych” dwóch poprzednich wyścigów. Żadnych zakwasów, żadnego napięcia mięśni. Spałem bardzo spokojnie. Rano jechało mi się lekko i swobodnie. Oczywiście bez żadnych „strzałów” na wzniesieniach.
Hm.. wygląda na to, że te moje codzienne dojazdy do pracy, przeplatane od czasu do czasu jakąś czasówką i i inerwałami przygotowały mnie znakomicie do wieloetapowego wyścigu, w którym rozgrywają się dwa etapy w ciągu jednego dnia ;-) He..he..

1.08.2010 Start wspólny Brodnica. Puchar Polski Masters.

Poniedziałek, 2 sierpnia 2010 · Komentarze(2)
Kategoria wyścigi
Postanowiłem, że wystartuję więc trzeba trzymać się słowa. W sumie dobrze i niedobrze, że nie przeczytałem regulaminu a było tam napisane bardzo wyraźnie „start kat 0,I,II o godz…”
Gdybym to zauważył, lub chociaż pomyślał, że tak może być to mógłbym zrezygnować z takiego startu a tak jak już przyjechałem…
Moja niechęć do takich startów nie wynika z jakiejś fobii czy strachu po moich dwóch wypadkach rowerowych ale z prostej kalkulacji oceny ryzyka. Wypadki uświadomiły mi jak duże jest ryzyko i nie da się go w prosty sposób wyeliminować. Dla wyścigów o pietruszkę ryzyko urazu i to dość poważnego jest stanowczo za duże.
Teraz o łączeniu grup.
Są dwie różne opinie wśród mastersów co do łączenia kategorii. Jedni chcą jechać wspólnie inni nie. Uważam, że ci co chcą jechać w takiej grupie to po prostu nie są na tyle mocni żeby jechać ostro cały wyścig tylko chcą się „dowieźć” na kołach młodych i w odpowiednim momencie wyskoczyć przed metą. Tutaj trzeba mieć ogromne doświadczenie. Są to przeważnie byli kolarze. Taka duża grupa nie pozwoli na jakąś ucieczkę więc można się „wieźć” z tyłu, oszczędzać siły i czekać. Kat 0,I to młodzi naładowani adrenaliną ludzie, którzy jak pociski tylko czekają do wystrzału. Co najgorsze to zawsze znajdą się tacy, którzy bez względu na wszystko, ryzykując kraksą, upadkiem kontuzją swoją i innych będą się pchać do przodu. Tak było w Brodnicy.
Teraz druga grupa, która nie lubi łączenia kategorii. Są to mocni i silni kolarze. Mocni na tyle,
żeby swoją siłą pomanipulować całą grupą i dobrzy w jeździe na czas oraz inni mało doświadczeni, którym przeszkadza tłok grupy. W grupie 10-15 kolarzy a tak często się dzieje w kat II nie da się za bardzo „podekować” na kole z tyłu. Są ucieczki, próby ich likwidacji i każdy musi brać w tym udział bo inaczej dostanie parę cierpkich słów … od Leszka M ;-) Również taktycznie można ładnie rozgrywać taki wyścig. Wszyscy się znają. Ucieczka zawodników powoduje szybkie kalkulacje co się dzieje. Często jest tak, że odskoczy dwóch trzech mocnych i jest po wyścigu bo w pozostałej grupie nie ma kto gonić.
Takie wyścigi lubię. Oczywiście wyniki nie są tak wypaczone ani przypadkowe jak w wyścigach z łączonymi kategoriami. Wygrywają najmocniejsi i najsprytniejsi. Cała taka grupa w kat II jedzie bardzo rozważnie i ostrożnie. Czuję się z nimi komfortowo i dość bezpiecznie. Są to jednak faceci, którzy maja już swoje szlify od czubka głowy po pięty i cenią i rozumieją jak ważne jest zdrowie, życie swoje jak i innych.
Trasa miała być selektywna. Fakt, że 4 km po starcie jest lekko pod górkę ale jazda w takiej grupie powoduje, że peleton aż „wsysa” cię co góry. Jedzie się łatwo i lekko.
Moja asekuracyjna i ostrożna jazda spychała mnie za każdym razem na koniec grupy. Dłonie na klamkach hamulcowych non stop. Picie tylko w momentach kiedy nikogo nie było w pobliżu. Jechało mi się bardzo dobrze. Żadnych skurczów. Żadnego momentu, w którym mógłbym odpaść z grupy. Po prostu byłem pewny, że mi nie zabraknie mocy nawet na dłuższy pościg. Duży komfort psychiczny, brak uczucia, że jadę już na „oparach”. Wszystko super. Okrążenia mijały i jakoś nie widziałem, żeby dokonywała się jakaś wybitna selekcja. Jeśli już ktoś odpadł to w sposób niezauważalny i rzeczywiście musiał być słaby. Kalkulowałem, że marne szanse żeby odjechała jakaś ucieczka. Dojedziemy w takiej grupie do mety. Tempo jest mocne i ma kto gonić. Teraz ryzyko. Jak napisałem wcześniej znalazł się taki jeden młodzian. Skakał jak pchła po całej grupie. Słaby był więc walczył jak tygrysek i kleił się za wszelką cenę do każdego koła nie bacząc co się wokół niego dzieje i komu zajeżdża drogę. Co chwila ktoś mu sypnął parę „słówek”. Na jednym zakręcie komuś podjechał, aż zafurkotały opony. Ledwo się wywinął ale ściął mi zakręt i ledwo wyhamowałem . Adrenalina robi swoje w takich sytuacjach i nie dziwię się, że czasami idą pięści w ruch. Na początku 7 okrążenia łup i posypało się przede mną. Kraksa. Zawodnicy i rowery fruwały w powietrzu. Na szczęście zdążyłem wyhamować i całkowicie się zatrzymać. Sprawdziłem czy wszystko w porządku u kolegi, rozejrzałem się… ech.. widzę młodziana wijącego się z bólu w rowie. Ruszyłem dalej nie za bardzo wierząc, że uda mi się dogonić grupę. Marne szanse, myślę ale przynajmniej cały skończę ten wyścig. Po drodze zmontowaliśmy grupkę 4 osobową. Tutaj akurat przydała się ta młoda, krzepka krew  jednego zawodnika z kat 0, który pomógł nam dojść do grupy.
Cóż, kilka km swobodnych zjazdów, zakręt 90 stopni w prawo i 200-300 metrów finisz. Oczywiście w zakręt wchodziłem bardzo ostrożnie potem cała moc w kociął i odrabiałem metr za metrem. Zabrakło z 10-20 metrów i przeskoczyłbym ze dwóch zawodników z dwójką w numerze. Muszę stwierdzić, że moc finiszu 1kW to stanowczo za mało, żeby konkretnie powalczyć. 900 watów na których zbliżałem się do poprzedników dawało 50km/h i prędkość z jaką się do nich zbliżałem nie była powalająca. Gdyby poczuli zagrożenie z mojej strony pewnie przycisnęliby jeszcze.
Moc:
NP. -301watów
AV – 254 waty
Max 1084 waty, finisz
5 sek. 982 waty, finisz
10 sek. 924 waty, finisz
Hr max. 172 tylko na finiszu, czyli super!
Hr avr. 153 czyli prawie luzik ;-)
Speed avr. 39,4 km/h

31.07.2010 Czasówka w Świeciu

Poniedziałek, 2 sierpnia 2010 · Komentarze(0)
Kategoria wyścigi
3 miejsce w kat II. To chyba już trzeci raz. Po analizie danych wiem, że przegrałem ten wyścig na tych pięciu zakrętach. Prędkości z jakimi je pokonywałem to 20-25km/h, czas trwania to 3 sekundy na zakręt. Mógłbym zyskać od 1-2 sekund na każdym zakręcie. Bałem się po prostu szybciej je pokonywać. Pierwszy raz musiałbym ostro hamować na obręczach karbonowych i szytkach a w testach dość szybko blokowało mi się koło. Wolałem nie ryzykować.
Wystartowałem na Longusie. Zaryzykowałem a i trzeba jakiś start na tej czasówce zaliczyć w przeciwnym razie nie wystartuję na niej nigdy. Rozgrzewkę postanowiłem wykonać taką godzinną z tym, że trudno mi było opanować moc. Lekki podjazd i przycisnąłem mocniej i… rekord tętna w tym roku! 174 na rozgrzewce?! Co jest… Jeśli będzie tak na starcie to jest świeżość i energia ale można się spalić na pierwszych 2 km.
Po starcie i podjeździe czułem, że to nie to. Moc była. 400-500 wat ale czegoś brakowało. Nie wiem. Męczyłem się. Nawet nie byłem wstanie depnąć na finiszu. Pozycja była ok. Nie czułem żadnego dyskomfortu. Muszę przeprowadzić eksperyment. Do Felta przykręcę lemonkę a geometrię siodło-suport-kierownica Longusa ustawię dokładnie jak Felta. Potestuję obydwa i zobaczę. Być może rama w Longusie nie jest już tak sztywna, chociaż podczas jazdy tego nie czuję. Czas 8:15, moc średnia 345watów. 6,6 sekundy do I miejsca i .. 0,36 sekundy do drugiego. 38,2km/h, to jest 10,61 metra na sekundę. Czyli to jest różnica 3,82 metra, które zabrakło do drugiego miejsca...jak ważne są szczegóły..
Mój pierwszy start w Świeciu, bodajże w 2006 roku to czas 8:11. Pomiaru mocy jeszcze nie miałem. Rok później 8:20 i 365 watów. Rok temu 8:33 i 340 watów.
W porównaniu z poprzednim rokiem, przejechałem chyba ze dwa razy więcej kilometrów. Teraz byłem zdrowy, rok temu po zatruciu. Jestem lżejszy o co najmniej 5kg i agresywna pozycja aero. Wiatr bardzie sprzyjający. Mało jak na tyle poprawek. Fakt, że liczyłem na więcej. Przynajmniej na rekord życiowy na tej trasie. Potwierdza się stara prawda, która mówi, że każdy ma jakieś swoje waty w genach. Odtworzenie ich zajmuje bardzo mało czasu i kilometrów ale przekroczenie tej bariery to już wyższa szkoła jazdy i wcale nie opiera się ona na ilości przejechanych kilometrów. Jeszcze z 5-6kg mniej i przygotuję sobie pierwszy w życiu plan treningowy.
dane:
348 watów NP.
324 waty AVR
168 hr Azor. Max. 174