Od poniedziałku do dziś tylko do pracy. Coś słaby jestem. Może znowu jakaś choroba się kręci. Opona przednia Michelin Pro Race starta do szmaty po Ostrzycach. Kupiłem Continental 4000s i jestem pod wrażeniem. Nawet w taki deszcz bardzo drudno zablokować koło. Muszę je trochę "przetrzeć" do niedzielnego wyścigu w Brodnicy. Żeby tylko siły wróciły. Moce które teraz oglądam mają się nijak do tych z Ostrzyc a ból wysiłku strasznie wysoki. No i wydało się skąd trzeszczenie Moserka podczas interwałów. W poniedziałem zauważyłem że mam pęknięte trzy szprychy w tylnym kole. Felga Gipiemme wysoka i sztywna więc koło specjalnie nie biło. Znowu robota..
W niedzielę odpoczywałem po wyścigu. Wczoraj do pracy rowerem. Było dziwnie ciężko. Jakbym jeszcze odczuwał zmęczenie po wyścigu. Dziś już było lepiej. Nawet postanowiłem rano w drodze do pracy ostro wjechać hopkę 700m 3%. Średnia moc 597 watów, maks 784 waty w jedną minutę i hr max 171.
Mój pierwszy wyścig masterski ze startu wspólnego od ..2005 roku. Z założenia miał to być trening przed czasówką w Świeciu. Brakuje mi bardzo intensywnych interwałów, których nie da się zrobić samemu. Stąd pomysł startu w dość ryzykownym wyścigu. Po co mi interwały na 6-cio kilometrową czasówkę? A no po to żeby podnieść próg bólu zmęczeniowego i nauczyć organizm akumulacji całej energii i wyładowania jej w krótkim czasie np. tych 8-śmiu minut. Przygotowanie przyjąłem identyczne jak do mojej 200km wycieczki. Poniedziałek, wtorek, środa - 3-4 godziny z interwałami z początku tygodnia. Następnie czwartek tylko do pracy i do domu (46km), piątek zero roweru. Sobota start. Bardzo niechętnie jechałem na ten wyścig. Stojąc na starcie byłem gotów wrócić do auta i jechać do domu. Deszcz, mokro, ślisko. Do mety zjazd i ostre zakręty. Kilka wypadków wśród zawodników z wcześniej startujących kategorii. Zabrałem koła karbonowe i Grecale nie wiedząc właściwie na jakich wystartować. Klocki założyłem do karbonu. Zdecydowałem się wystartować na Grecalach ze względu na pogodę ale zapomniałem zabrać zwykłych klocków. Efekt taki, że tylne koło prawie nie hamowało na zjazdach. Cały impet wyhamowania przejmowało przednie koło, a było bardzo niebezpiecznie. Jechaliśmy 7 rund po nieco ponad 8km. Jechało mi się bardzo dobrze. Oczywiście po każdym zjeździe zostawałem kilkadziesiąt metrów z tyłu ale doganiałem grupę bez problemu. Podjazd taki sobie. 1,4km ze średnim nachyleniem bodajże... 3,45% a maksymalnym 8,2% i siodełkiem w środku. Ostatnią rundę postanowiłem wjechać trochę mocniej ale nie na maksa. Po analizie danych, które okazały się naprawdę imponujące jak na mnie, było to 1,357km w 2:46 na średniej mocy 431watów, znormalizowanej 482 waty, maksymalnej 840 watów i średniej 29,5km/h. Wyścig spełnił całkowicie moje oczekiwania. Analiza danych z Ergomo ukazała bardzo obiecujące a czasami zaskakujące i imponujące wyniki. Moja moc z całości NP to 325 watów. Średnia 260 watów. Różnica świadczy o bardzo interwałowej jeździe. Ostatnie 5 sekund finiszu to 1087 watów, czyli 60-70 metrów na mocy ponad 1kW! Świetnie. Rama Felt F2C, aż się dziwnie chybotała. Rozszerzając to do 10 sekund-863 waty, 20 sekund-727 watów. To już ok. Wcześniej potrafiłem 720 watów generować przez minutę ale to na pełnym wypoczynku. Tutaj pod koniec wyścigu. Byłem daleko z tyłu ale wyraźnie doganiałem poprzedników. Jakby finisz był na długiej prostej i start z równej pozycji to mogłoby być bardzo ciekawie ale cały pic finiszu polega na tym, żeby sobie wcześniej wypracować jak najlepszą pozycję. Noga była idealna. Nie zawiodła. Jedynie mała kolka dokuczała ale to wynik braku rozgrzewki i ostrego interwałowego tempa od początku. Miejsce bardzo odległe. Chyba ostatnie z grupy, która dotrwała do końca ale jestem bardzo zadowolony. Mimo braku treningów na ekstremalnych interwałach, gdyż trenuję sam, nie było mowy żebym odpadł z grupy. Nawet sam musiałem po każdym zjeździe gonić czołówkę co na pierwszych okrążeniach było dość trudne ale później stawało się coraz łatwiejsze, gdyż wszyscy odczuwali zmęczenie i tempo spadało. Po analizie danych z Ergomo, naliczyłem ok 20 interwałów 20 sekundowych na mocy ponad 500 watów, 10 interwałów 15 sekundowych na mocy ponad 600 watów, 20 interwałów 10 sekundowych na mocy ponad 600 watów. Oczywiście większość z nich nakłada się na siebie. Jak na samotne treningi, braku interwałów takich .. zabójczych to jestem naprawdę bardzo zadowolony. W końcu coś się z tą formą dzieje. Jeszcze z 8 kg zrzucić.... Tętno maksymalne 172, średnie 159. Soft Ergomo wyliczył mi, że jestem w stanie generować 376 watów w 26 minut więc rewelka :-) Szkoda, że tego nie miałem na MP ITT. (Wtedy 304 waty w 30 minut)
Po chorobie rozjeżdałem się delikatnie na długich dystansach 100-190km i niskim obciążeniach 200-220watów, hr.avr 120. Ważne, żeby pobudzić organizm do pracy i szybszej, przedchorobowej regeneracji. Wczoraj i dziś interwały. Pierwszy 1min-658watów avr, 30s-731watów, 20sec-770watów,10sec-870watów, 5 sec-913watów. 200metrów finiszu to 12-15sekund. Troszkę brakuje ale nie jest źle, gdyby nie te słodkie kłucie w płucach, głęboko :-) ..ale to tak jest po bardzo intensywnych interwałach i dłuższej przerwie. Zmienię bloki na nowe, dokręcę pedały i ciekawe czy uda mi się choć przez 10 sekund przekroczyć 1kW :-). Może wówczas mógłbym powalczyć na finiszu z mastersami? No i jeszcze trzeba ten 1kW zachować przez cały wyścig na końcówkę :-) co jest najtrudniejsze. Rozważam tak sobie tylko, żeby się jakoś zmobilizować do tego wstretnego interwałowego wysiłku. Finisze nie dla mnie. Uraz powypadkowy robi swoje. Bez bardzo silnego i intensywnego podciągania korb nie uda się wygenerować potrzebnych mocy a jak mam mocno ciągnąć to zaraz mam obawy czy nie wyrwię znowu buta z pedału.
3 dzień choroby. Grypa żołądkowa w.. zabójczej postaci. Skąd ja to łapię? Ręcę myje kilkanaście, jak nie kilkadiesiat razy dziennie. Kontakt z niewielką liczbą osób. Masakra. Dwa dni leżenia w łóżku i snu. Każdy intensywniejszy ruch mieśni nóg powodował potworne skurcze. Rano miałe nogi posiniaczone. Dzis lepiej ale rewolucje żołądkowe jeszcze pozostały. Mały plus to waga na dziś 78kg (-5kg w 3 dni)
Bardzo trudne interwały, no może nie interwały tylko próba ich wykonania przeze mnie :-) Jestem "zamulony" jakby to powiedzieli moi 70 letni koledzy mastersi :-) Stara prawda trudna do przyjęcia przez młodych teoretyków. Zrobiłem może z 8 interwałów 30-60 sekundowych na mocy ponad 600 watów każdy (max 890) przez dwie gdziny. Do pierwszego podchdziłem jak pies do jeża ;-) Każdy kolejny był coraz lepszy jakościowo i co najważniejsze coraz łatwiejszy do wykonania....tylko myśl, że przy mocy ponad 700 watów kiedy bardzo mocno ciągnę pedały może mi się znowu but wypiać trochę przeraża...a Moserek trzeszczy przeraźliwie :-( jakby błagał, że ma już dość ;-)
Podniosłem siodełko i obniżyłem kierownicę w Longusie. Bardzo ostra pozycja. A co tam.. ciekawość to rzecz ludzka. Do Piaseczna średnia prawie 40km/h ale to jazda z wiatrem. Powrót z km na kilometr coraz gorzej. Moc spadała systematycznie. Ostatnie 15km to już jazda na luzie. Jestem trochę wyczerpany. Czwartek i piątek "pociagnąłem" parę interwałów 1 minutowych na średniej mocy od 650 do 700 watów. Nowa ostrzejsza pozycja na Longusie robi swoje. Tętno niskie, ledwie 130 a uczucie jakbym był na granicy możliwości. Moc średnia 200 watów, tętno średnie 130. W domu po kąpieli zasnąłem natychmiast. Jutro muszę wypocząć a w poniedziałek muszę już ćwiczyć ostre interwały. W sumie to wygląda na kolejny kryzys. Jeśli tak jest to jutro powinienem mocniej pojechać bez względu na samopoczucie. Może wieczorem po powrocie z nad morza?
Postanowiłem jednak ćwiczyć jazdę na Longusie. Do najbliższego startu jest sporo czasu więc "pomęczę" i zobaczę czy da się oswoić tę ekstremalnie niską pozycje itt i przekazywana moc będzie taka jak na Moserze i Felcie. Na razie sporo brakuje. Łatwo się wykręca średnie bliskie 40km/h ale przeskoczenie tej bariery to już ciężka sprawa. Więc cały tydzień Longus a potem jedniodniowy odpoczynek i test 2x20 minut. Zobaczymy..
Przed południem Tczew - Piaseczno - Tczew a po południu Tczew - Sobieszewo - Tczew. Dość sprawna i spokojna jazda. Powoli oswajam się z rowerem ale przekazanie mocy nie jest jeszcze takie sprawne jak na Felcie.
Dłuuuuga wycieczka. 110km w jedną stronę. Kawa u rodziny i 110km powrotu. Czyli Tczew-Grudziądz-Szembruk i powrót pod wiatr. Świetna jazda. Lekko i swobodnie. Od Grudziądza pod wiatr. Moc NP 276W i na powrocie 266W. TSS to lepiej nie podam bo po wyniku powinienem leżeć tydzień na plaży w Egipcie ;-)..a co tam 236 w jedną, 213 powrót. Co jest? Wczoraj zrobiłem przerwę po 2 tygodniowych mordęgach na ITT i Moserku gdzie siodła i kierownice wędrowały w całych swoich regulowanych zakresach. Wczoraj wcinałem wszystko co tylko w domu było włącznie litrem lodów. Z rana lekkie śniadanko i w drogę. Po drodze wjechałem na mój ulubiony z dawnych czasów Dusocin w czasie z najlepszych wjazdów. 1400metrów, średnio 3,8% w 2:52 ze średnią mocą 442waty i to z jaką swobodą. Nie próbowałem nawet bić żadnych rekordów wiedząc, że przedemną jeszcze ze 130km jazdy. Muszę przeanalizować krok po kroku ostatni tydzień, dwa. Co stało się przyczyną tak lekkiej i łatwej dzisiejszej jazdy. Jutro mały teścik na Longusie :-)